Czy Star Citizen to najbardziej kontrowersyjna gra wszech czasów?
Zapowiedziany w 2012 roku Star Citizen miał być największą kosmiczną symulacją w historii gier. Zebrano na niego ponad 800 milionów dolarów, głównie od fanów. Minęło 13 lat – i choć gra wciąż istnieje tylko w wersji alfa, twórcy regularnie sprzedają wirtualne dodatki za realne pieniądze.
Monetyzacja bez końca. Gracze kontra „flight blades”
Nową falę krytyki wywołało wprowadzenie tzw. „flight blades” – ulepszeń zwiększających manewrowość statków kosmicznych. Początkowo można je było zdobyć wyłącznie za prawdziwe pieniądze, w cenie od 9,60 do 42 dolarów. Gracze zarzucili twórcom promowanie modelu „pay to win”.Deweloperzy zareagowali dopiero po fali protestów, zapowiadając, że w przyszłości te elementy będą dostępne również za walutę zdobywaną w grze. Ale niesmak pozostał.
Społeczność pęka – niektórzy mówią o oszustwie
Na forach i w serwisach społecznościowych narasta frustracja. Gracze pytają, dlaczego projekt, który miał być „niemal gotowy” już w 2016 roku, wciąż nie ma nawet przybliżonej daty premiery. Coraz częściej pojawiają się głosy, że deweloperzy nie mają interesu, by grę ukończyć – bo jej obecna forma nadal przynosi ogromne zyski.Z drugiej strony, część społeczności wciąż broni twórców, wskazując na ogromną skalę projektu i wyzwania technologiczne. Star Citizen to przecież nie tylko gra, ale i platforma do eksperymentowania z przyszłością gier AAA.
Czy Star Citizen kiedykolwiek wyjdzie z fazy testów?
Mimo zapewnień o „stałym postępie”, Star Citizen wciąż nie ma oficjalnej daty premiery. Pojawia się pytanie: czy gra, która miała zrewolucjonizować gatunek symulatorów kosmicznych, kiedykolwiek zostanie ukończona? A może będzie wiecznie trwającym eksperymentem finansowym?Jak na razie – zamiast pełnej wersji – gracze dostają kolejne cyfrowe dodatki do kupienia. I coraz więcej powodów do zniecierpliwienia.
Komentarze (0)