Wchodząc do państwa hospicjum, widziałem na drzwiach informację, że można tu również uzyskać pomoc w postaci jedzenia...
- Tak, mamy kilka obszarów działania. Podstawowym jest wciąż prowadzenie hospicjum domowego. Co prawda na razie w ograniczonym zakresie przy naszych możliwościach finansowych, ale robimy to nadal. Przez pewien czas mieliśmy dotację z urzędu miasta, była to dotacja na wsparcie osób przewlekle i terminalnie chorych w ich domach. I choć konkurs organizuje biuro polityki zdrowotnej, to nie można z tych pieniędzy sfinansować zatrudnienia lekarzy czy pielęgniarek, choć hospicjum to przecież medycyna paliatywna. Na szczęście mogliśmy pokryć wynagrodzenia opiekunów i całą oprawę w postaci sprzętu medycznego.
Prowadzimy też to, co nazywamy punktem kompleksowej pomocy dla bezdomnych, najuboższych, zagrożonych bezdomnością. Można u nas uzyskać odzież i żywność, którą wydajemy od poniedziałku do piątku, gdy przyjeżdża nasz samochód, którym odbieramy towar z dużych sieci supermarketów. Oddają nam towar z krótkim terminem ważności, co w bardzo dużym stopniu zawdzięczamy warszawskiemu Bankowi Żywności. Kiedyś prowadziliśmy też jadłodajnię, wydawaliśmy gorące posiłki, póki do nadzoru budowlanego nie dotarła informacja, że budynki są użytkowane niezgodnie z przeznaczeniem. Z tego samego powodu musieliśmy zrezygnować z prowadzenia schroniska na Mokotowie. Drugie schronismko w dzielnicy Włochy funkcjonuje nadal. .
Skąd święty krzyż w nazwie hospicjum?
- Nie jesteśmy organizacją kościelną, ale założoną przez katolików dumnych z tego, że nasze cele są stuprocentowo zbieżne z tą częścią doktryny chrześcijańskiej, która mówi o wspieraniu bliźniego. Właściwie zamiast celów w statucie, moglibyśmy przepisać z katechizmu Kościoła katolickiego uczynki miłosierne względem ciała: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, chorych nawiedzać, umarłych pogrzebać, podróżnych w dom przyjąć. Podróżny to dla nas ten, który nie ma się gdzie podziać, czyli bezdomny.
Jak duże są potrzeby? Jak wiele osób korzysta z Państwa pomocy?
- Codziennie przychodzi trzydzieści, czterdzieści osób, przy czym każda osobę oznacza dla nas rodzinę. Przychodzi jedna osoba, ale z otrzymanej od nas pomocy korzysta cała rodzina, Czasem jedno, a czasem sześcio, czy siedmioosobową. Wydajemy żywność co drugi dzień. Czyli jeżeli ktoś ze swoją kartą przychodzi w poniedziałek, środę, piątek, w następnym może dostać pomoc we wtorek i czwartek. Drugą formą wydawania żywności są paczki wydawane raz w miesiącu. Mamy umowę z Urzędem Dzielnicy Mokotów. Dotacja jest wprawdzie bardzo skromna, bo środki, które dzielnica może przeznaczyć na ten konkurs od wielu lat się nie zmieniły, a koszty bardzo wzrosły.
Współpracujemy też z Mokotowskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej, co miesiąc wydając paczki żywnościowe z programów pomocy unijnej i doraźnie, w przypadkach, gdy ośrodek może zrobić tylko to, na co pozwalają mu przepisy, a rodzina potrzebuje pomocy, która wykracza poza przepisowe formy, czy terminy. Tak było w przypadku starszej pani ze Służewca, która nie mogła już zapanować nad swym otoczeniem. Jej mieszkanie udało się szybko wysprzątać i zdezynfekować, ale potrzebna była nowa pościel.
Formalnie na jej zakup ośrodek potrzebowałby dnia, czy dwóch; zadzwonili do nas, udało się dwa komplety przywieźć w pół godziny. Administracja państwowa i samorządowa może tylko to, na co im prawo pozwala. My, jako obywatele, możemy wszystko, co nie jest prawem zakazane. Z drugiej strony OPS może więcej - choćby sprawdzić rzeczywistą sytuację człowieka, który zgłasza się do nas po pomoc. My nie możemy wejść do domu i sprawdzić, jak tam jest. Pracownik socjalny OPS-u może. Jeżeli jest to potrzebne, może to zrobić nawet w asyście policji. Działamy w różnych obszarach i uzupełniamy swoje możliwości.
Ile osób żyje na ulicy w najbogatszym w Polsce mieście i właściwie dlaczego tam trafiają?
- Trudno odpowiedzieć, ile dokładnie osób doświadcza bezdomności. Według wyników badań, które znamy, jej główną przyczyną są konflikty rodzinne, potem eksmisje, a uzależnienia od alkoholu i innych substancji, wbrew pozorom, dość daleko, bo chyba na czwartym miejscu. Zresztą nietrudno się domyślić jak bardzo te wszystkie przyczyny mogą się przeplatać. Niestety, wciąż pokutuje stereotyp bezdomnego menela, który pił i obijał się przez całe życie, więc na swoje nieszczęście sobie sam zapracował i na swój los zasłużył, na żadną pomoc zatem nie powinien liczyć.
Czy sam sobie na to zasłużył? Być może tak. To prawda, jest bardzo wielu ludzi, którzy sami zapracowali na to, że są w sytuacji skrajnie trudnej. Ale jeżeli ktoś śpieszy się do tramwaju, czy autobusu, wbiega na pasy przy czerwonym świetle i wpada pod samochód, to wzywa się do niego karetkę? Tak, choć przecież sam sobie na nieszczęście zasłużył... Nas nie interesuje, czy człowiek sam sobie na to zasłużył, czy nie. Jeśli pomoc jest mu potrzebna, może na nas liczyć.
Udaje się zaradzić bezdomności? Nawet w przypadku uzależnionych od alkoholu?
- Faktycznie, wśród bezdomnych mężczyzn większość, bo nikt nie wie ile dokładnie, dlatego można jedynie szacować, że 80 - 90 procent to osoby uzależnione. Tyle, że nie jest prawdą, że to alkohol spowodował bezdomność. Jest odwrotnie. Proszę sobie wyobrazić teraz człowieka na ulicy, bez ciepłego ubrania na zmianę, bez jedzenia, bez żadnych pieniędzy, bez możliwości ogrzania się, bez możliwości umycia się i przede wszystkim - bez żadnych perspektyw i nadziei. Jak długo oprze się chęci sięgnięcia po alkohol - dostępny wszędzie najtańszy pocieszacz, najprostsze "lekarstwo" na stres?
Ale utrata dachu nad głową to tylko skutek kryzysu, który narastał latami. Czy człowiek sam przełożył rękę do tego kryzysu? Nierzadko tak. Ale czy każdy z nas podejmuje w życiu wyłącznie słuszne decyzje? A tracąc dom, traci się wszystko. Bo dom to nie są cztery ściany. Dom to jest rodzina, dom to jest oparcie, miejsce, w którym człowiek ma swoją sferę prywatności i swój świat. Tak wypada się z gry o własne życie.
Bezdomność to więc jednak pułapka, w którą się wpada i już z niej nie wychodzi?
- Nie ma dróg bez wyjścia. Znam ludzi, którzy byli regularnymi gośćmi izby wytrzeźwień, a dzisiaj żyją we własnych mieszkaniach, pracują i dobrze im się wiedzie. Ale coś w życiu zmienili, bo choroba alkoholowa nigdy nie bierze się sama z siebie. Coś człowieka gnębi. Coś, co człowiekowi nie pasuje w jego własnym życiu i dlatego sięga po alkohol. Jeżeli nie zlikwidujemy przyczyny, to leczenie czy terapia będą nieskuteczne. To po pierwsze. Po drugie, człowiek musi mieć motywację by poradzić sobie z własną psychiką.
Na ile pomaga w tym cały system, w skład którego wchodzi też pańskie stowarzyszenie?
- W Warszawie są noclegownie, ogrzewalnie, jadłodajnie, Ośrodki Pomocy Społecznej. Są schroniska, są zwłaszcza mieszkania treningowe i mieszkania prowadzone programem Housing First, który daje potrzebującemu człowiekowi mocne oparcie w postaci mieszkania.
Ale to tylko ładna idea, czy rzeczywiście takie mieszkania są dostępne?
- Są dostępne, podobnie jak mieszkania komunalne. W Warszawie jest bardzo dużo mieszkań komunalnych i bardzo dużo ludzi je dostaje, wystarczy zgłosić się do odpowiednich, miejskich służb. Z naszego schroniska wyszło bardzo wielu ludzi, którzy osiedli zwłaszcza w mieszkaniach socjalnych, których koszty są najniższe. Tak, trzeba czekać, kiedyś zdarzyło się aż 8 lat, ale teraz dostają mieszkania w ciągu roku czy dwóch, bo na szczęście zmieniły się nieco zasady i osoby bezdomne, te, które rokują, że mieszkanie będą w stanie utrzymać i rzeczywiście zmieni im to życie, są traktowane względnie priorytetowo.
Znam miasta i to niedaleko stąd, gdzie średni czas oczekiwania na mieszkanie, nawet jak jest się traktowanym priorytetowo, to co najmniej 10 lat. Taka perspektywa nie daje żadnych nadziei. Więc w Warszawie, w skali całej Polski, naprawdę nie jest źle. Mamy choćby Mobilny Punkt Poradnictwa, jedyny taki w Europie autobus, który widnieje nawet w rozkładach jazdy, do którego każdy może wsiąść, ogrzać się przy gorącej kawie czy herbacie, a przede wszystkim dostać pełną informację o wszystkich formach pomocy dostępnych w Warszawie. Miasto mogłoby wprawdzie wspierać więcej bardzo dobrych programów, ale ma tendencję do monopolizowania form pomocy adresowanej do osób doświadczających bezdomności, jak to się stało przypadku noclegowni.
Na Mokotowie istnieje noclegownia?
- Nie, wszystkie działają na Białołęce: Kupiecka 6, Kaczorowa 39, Myśliborska 53. W schroniskach w 2024 roku było około siedmiuset miejsc, prawie trzysta mniej niż sześć lat wcześniej, więc znacznie więcej osób musi korzystać z noclegowni. Ustawa o pomocy społecznej mówi, że pomoc powinna zapewnić gmina ostatniego, stałego miejsca zameldowania. Ten przepis ma swoje zalety, ale może mieć też swoje wady, bo ostatnio warszawskie noclegownie odmawiają przyjmowania ludzi, którzy nie mają ostatniego stałego zameldowania w Warszawie. A oceniam, że jest ich prawie połowa.
To oznacza, że osoby dotknięte bezdomnością ściągają do Warszawy z całej Polski?
- Tak było jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, ale dziś to inny mechanizm. Warszawa przyciąga ludzi, którzy chcą dużo zarabiać, rynek pracy jest u nas ciekawszy, bogatszy, nie tylko dla prawników, lekarzy, menadżerów, ale też budowlańców, speców od remontów czy sprzątania ulic. Niestety, nie wszystkim ten sen o Warszawie się spełnia. Tracą pracę, tracą mieszkanie, a do swych miast czy wsi wstydzą się, albo nie mogą już wrócić. Więc to nie jest tak, że najpierw ulica, a potem Warszawa. Na ogół najpierw Warszawa, a potem ulica...
Bydynki hospicjum, na tle otaczających je nowych bloków, wyglądają, proszę wybaczyć, jak ostańce z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku...
- Bo, faktycznie były to kiedyś budynki magazynowe, zbudowane w 1968 roku dla jakiejś państwowej firmy. Nie remontowane, albo słabo remontowane do początku nowego wieku. Miasto użyczyło nam tę posesję i działamy tu od 20 lat. Wcześniej mieściliśmy się w barakach, które zostały po budowniczych stacji Metro Wilanowska, a zaczynaliśmy od punktu pomocy i przychodni w klasztorze ojców franciszkanów przy Modzelewskiego. Mokotowskie Hospicjum Świętego Krzyża powstało w 1987 roku. Moja świętej pamięci mama, Jadwiga Magdalena Hozer-Chachulska, skrzyknęła wtedy grupę wolontariuszy, żeby zająć się wsparciem osób przewlekłych i terminalnie chorych w ich domach. Na Mazowszu to najstarsze, działające hospicjum. Od początku celem było wspieranie ludzi w różnych stadiach kryzysu zdrowia. Często, po fali eksmisji w latach dziewięćdziesiątych, lądowali na ulicy, więc bardzo szybko Hospicjum zaczęło zajmować się również osobami doświadczającymi bezdomności, jak to dziś się mówi, by nie stygmatyzować tych ludzi jeszcze bardziej.
Wokoło dużo się buduje. Czy ta lokalizacja jest pewna na dłużej?
- O ile wiem, wszystkie działki dookoła zostały sprzedane deweloperom. Ta jest miejska i nie będzie sprzedana, choć tutaj też mają powstać budynki mieszkalne, tyle, że inwestorem ma być Warszawa. Inwestycja jest ciągle odkładana na przyszłość, na razie miasto ma co innego do roboty, nawiasem mówiąc bardzo mnie cieszy odtworzony tramwaj do Wilanowa, bo z babcią jeździłem nim w latach sześćdziesiątych. Tak, czy inaczej, na razie nie ma pieniędzy na inwestycję tutaj; to też mnie bardzo cieszy, bo dzięki temu możemy tu działać dalej, a to bardzo dobra lokalizacja.
Chcesz wesprzeć podopiecznych Hospicjum św. Krzyża? Przekaż swoje 1,5 procenta podatku
Komentarze (0)