Pani przewodnicząca, dlaczego w Warszawie jest aż tyle pustostanów? Z danych, jakie dostałem od urządu miasta wynika, że 2,7 tysiąca z nich nadaje się do zamieszkania, a w 412 pustych budynkach, będących w stu procentach własnością miasta jest 4 915 pustych lokali mieszkalnych…
- Problem polega na tym, że wszelkie takie wyliczenia są w dodatku niekompletne, bo nie uwzględniają pustostanów znajdujących się w rękach prywatnych. Ponadto wiele budynków miejskich nie nadaje do zamieszkania ani do spełniania innej funkcji i dawno już powinny zostać wyburzone. Pozostały po nich wolny teren, jak wielokrotnie, jako Lewica, apelowaliśmy, jeżeli tylko jest własnością miasta albo skarbu państwa, powinien zostać wykorzystany dla wybudowania nowych mieszkań komunalnych.
Jeśli zdewastowane domy nadają się do przywrócenia im funkcji mieszkaniowej, należy je po prostu wyremontować. Jako radni klubu Lewica i Miasto jest nasze, promowaliśmy projekt remontów na potrzeby mieszkań komunalnych albo służbowych dla pracowników, których w Warszawie brakuje - policjantów, strażników miejskich, nauczycieli i dla osób z niepełnosprawnościami, albo do programów dla osób wychodzących z kryzysu bezdomności. Niestety, uwzględniająca te potrzeby nasza poprawka do budżetu na 2025 rok, w Radzie Miasta Warszawy nie została przyjęta.
A jak dużo jest pustych mieszkań, które zostały kupione jako inwestycja?
- Tych, których właściciele nie chcą wynajmować, nie mamy na żadnej mapie. A jeżeli nie wynajmują, stoją puste. To zaś sprawia, że jest mniej mieszkań na rynku, przez to pozostałe mieszkania są droższe. Na szczęście mamy na to sprawdzone rozwiązanie - społeczną agencję najmu, czyli instytucję, w której to miasto bierze odpowiedzialność za wynajem i może ponosić również koszty remontu. Właściciel mieszkania podpisuje umowę z miastem, zyskując pewność i stabilne przychody, a w zamian udostępnia mieszkanie za niższą stawkę. W miastach, w których społeczne agencje najmu już działają, na przykład w Poznaniu, cena wynajmu mieszkań spada, bo na rynku jest ich po prostu więcej.
W projekcie uchwały Rady Miasta Warszawy koszt najmu metra kwadratowego w mieszkaniach SAN określono na 50 złotych. Czy to, pani zdaniem, dobra oferta dla osób, które znalazły się luce czynszowej? Tych, których nie stać na kredyt, ceny rynkowe ani partycypację w TBS, a zarabiają za dużo, by dostać mieszkanie komunalne?
- Do jakiegoś stopnia na pewno tak, ale jest jeszcze inne rozwiązanie, które zwiększyłoby dostępność mieszkań na wynajem. Wymaga wprawdzie uregulowań na poziomie rządu - wyposażenia miast w możliwość wprowadzenia dodatkowej opłaty dla osób, które mają kilka mieszkań, ale nie chcą ich wynajmować. Opłata powinna ich zachęcić by dołączyli do społecznej agencji najmu.
Kolejny mechanizm, co prawda niezwiązany bezpośrednio z pustostanami, to kwestia regulacji rynku najmu krótkoterminowego, czyli Airbnb. Udało się takie regulacje wprowadzić w wielu europejskich metropoliach - ustalić konkretną liczba mieszkań, które mogą być tak wynajmowane na danym terenie, albo czas, na jaki można je krótkoterminowo wynajmować. W różny sposób uporały się już z tym m.in. Barcelona, Londyn, Amsterdam, czy Berlin.
Wracając jeszcze do społecznej agencji najmu. W projekcie jej regulaminu, poza limitem zarobków i faktem opłacania podatku w Warszawie, wśród kryteriów dodatkowych jest posiadanie statusu cudzoziemca. To niepokoi część mieszkańców Warszawy, bo we własnym mieście mogą być wykluczani.
- Niepokoją się niepotrzebnie, w tej chwili to dla Warszawy nie jest duży problem; niestety coraz większy problem z wynajęciem mieszkania mają cudzoziemcy, choćby przebywający w Polsce Ukraińcy. Im mieszkania wynajmowane są niechętnie, tak jak studentom, czy osobom pracującym nieregularnie. Trzeba też pamiętać, że regulamin można zmienić, jeśli w praktyce okaże się, że jakaś grupa rzeczywiście jest nadmiernie faworyzowana kosztem innych grup. Miasto musi prowadzić aktywną politykę mieszkalnictwa, przewidywać, co stanie się w przyszłości, już dziś projektować rozwiązania odpowiadające na wyzwania, przed jakimi stają inne stolice europejskie.
A czy widzi pani taką spójną, długofalową politykę mieszkaniową Warszawy?
- Nie widzę, żeby miasto prowadziło jakąś przyszłościową, spójną politykę. Uważam, że obecnie reaguje się doraźnie na kilku różnych frontach jednocześnie. Ale niewiele to ma wspólnego z programem mieszkaniowym, który czerpałby z najlepszych wzorców i miał zapewnione finansowanie na długie lata.
Zatem jak, pani zdaniem, wywiązuje się Warszawa, najbogatsze miasto w Polsce, ze swojego obowiązku dbania o to, żeby mieszkańcy mieli mieszkanie?
- Co prawda kolejki po mieszkanie w Warszawie może nie są specjalnie długie, ale to wcale nie oznacza, że mieszkań nie brakuje. Mieszkania w Warszawie są po prostu koszmarnie drogie, zbyt kosztowny jest również ich wynajem, co oznacza zablokowanie i tej drogi do usamodzielnienia się wielu młodych ludzi, którzy wciąż muszą mieszkać z rodzicami. Mieszkania zżerają co miesiąc zbyt wiele z naszych dochodów, co opóźnia wejście w dorosłość, ale też powoduje, że trudno utrzymać się w mieście ludziom wykonującym tak krytycznie ważne zawody jak policjanci czy nauczyciele.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.