Jakie wnioski z tego, co działo się na Mokotowie w 2024 roku wyciąga pan na przyszłość?
- Remontów i przebudowy ulic nie można prowadzić w taki sposób, jaki widzieliśmy w minionym roku. Było dramatycznie źle, jakby ci, którzy za to odpowiadają, w ogóle nie brali pod uwagę, że pracują na żywej tkance, w mieście, w którym mieszkają ludzie. Życie codzienne zwykłych mieszkańców było bardzo utrudnione przez ten styl działania. Np. po ulicy Sobieskiego ludzie starsi i mamy z dziećmi, nie mogli się swobodnie poruszać.
Prezydent Trzaskowski triumfalnie przejechał się tramwajem do Wilanowa. Oczywiście, tramwaj jeździ, ale jak wyglądają chodniki i pobocze? Skrzyżowanie ul. Sobieskiego i św. Bonifacego to nadal jest pandemonium, nie można swobodnie przejechać samochodem, rowerem ani przejść pieszo z wózkiem czy walizką. Sukces odtrąbiono za wcześnie.
Co będzie najważniejsze dla Mokotowa w 2025 roku?
- W tym roku powinny się też zakończyć wcześniej rozpoczęte inwestycje.
Czeka nas niebawem przebudowa ul. Czerniakowskiej i stworzenie na niej buspasów. Oczekuję tego z dużym niepokojem, bo ul. Czerniakowska jest jedną z głównych arterii Mokotowa, a pomysł zwężenia jej dobrze nie rokuje.
Dziwi mnie też podejście do Jeziorka Czerniakowskiego. Wiem, że w planach jest rewitalizacja czy też modernizacja, ale co to oznacza? Bardzo dobrze, jest nowe miejsce dla woprowców, bo powinni mieć normalne warunki pracy. Tyle, że jeśli ktoś na poważnie nie zajmie się wreszcie Jeziorkiem Czerniakowskim, to pracy tam już dla woprowców nie będzie - jeziorko zniknie bez dopływów, zablokowanych przez otaczające je inwestycje. Strumienie, które spływały tam aż z Górnego Mokotowa zostały poprzecinane, deszcz już nie wystarcza i jeziorko umiera. Przez lata ani pan Trzaskowski, ani rządząca wcześniej w Warszawie Hanna Gronkiewicz-Waltz zrobili bardzo niewiele by ratować tę perłę Mokotowa. Patrząc na to, co przed nami, nie uciekniemy też od skutków uczestnictwa wiceprzewodniczącego PO Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich.
Czy to rzeczywiście będzie miało jakiś wpływ na Mokotów?
- Będzie miało wpływ na Mokotów i na całe miasto. Skoro z remontami ulic był taki bałagan w czasie, kiedy Rafał Trzaskowski normalnie sprawował władzę w Warszawie, to co się będzie działo, jeżeli główny sternik miasta będzie zajęty wyborami na sto procent, bo kampanii nie da się prowadzić na pół gwizdka. Zatem przynajmniej do czerwca nie będzie miał głowy do zarządzania miastem. W Warszawie już nie odbył się szczyt Unii Europejskiej. Tłumaczenie, że sparaliżowałby miasto, to kompromitacja dla administracji.
No tak, ale to już wykracza poza sprawy Mokotowa...
- Właśnie straciliśmy okazję zareklamowania Warszawy we wszystkich europejskich programach informacyjnych Korki których tak obawiał się wiceprzewodniczący PO Trzaskowski są zawsze, wystarczy spojrzeć za okno. Warszawa poradziła sobie z wizytami prezydentów USA, ze szczytem NATO. Sprawnie zarządzana poradziłaby sobie i ze zjazdem władz Unii Europejskiej. Niestety, administracja Rafała Trzaskowskiego jest niewydolna, nie byłaby w stanie podołać takiemu wydarzeniu.
Wracając jednak na lokalne podwórko, chcę zapytać o kilka kwestii istotnych dla Mokotowa. Co pan sądzi o planach uspokojenia ruchu aut na Puławskiej?
- Jestem przeciwnikiem zwężania jezdni. Na ul. Gagarina z trzech pasów zostały dwa - zapraszam w godzinach popołudniowych na skrzyżowanie ul. Gagarina z ul. Czerniakowską. Ostatnio jadąc tamtędy autobusem wysiadłem przystanek wcześniej poszedłem piechotą, na miejscu byłem oczywiście wcześniej niż autobus. Zawężając ulice nie zapobiegniemy wypadkom, zawsze znajdzie się jakiś wariat, który za nic będzie miał rozsądek i przepisy. Tego powinna pilnować straż miejska i policja, ale wiadomo ile w Warszawie jest w tych służbach wakatów...
Pomoże zwiększenie liczby mieszkań dla funkcjonariuszy?
- A ile tych mieszkań będzie? Nie słyszałem o ofercie ministra spraw wewnętrznych wspartej przez Rafała Trzaskowskiego, by służba w warszawskiej policji była bardziej atrakcyjna. Niestety wciąż widzimy bezradność, odwracanie oczu od problemów.
Jak pan więc ocenia politykę mieszkaniową Warszawy i władz Mokotowa?
Zarząd dzielnicy niedawno przeznaczył na sprzedaż kilkaset komunalnych pustostanów. Czy to najlepszy sposób zadbania o potrzeby mieszkańców?
- Pustostany? No tak, jak wiemy nikt nie chce mieszkać na Mokotowie... A poważnie - czy to znaczy, że jest tak źle finansowo, że trzeba zarządzać wyprzedaż majątku? Niestety, mieszkalnictwo nie jest priorytetem władz miasta. Mieszkania na Mokotowie są z roku na rok coraz droższe, tym bardziej wyprzedawanie ich jest jak pozbywanie się sreber rodowych. Ale gdy ma się dziurę w miejskiej kasie, to korci, by ratować się wszelkimi sposobami.
Strefa płatnego parkowania rusza od 3 lutego. Jaki, pana zdaniem, będzie efekt?
- Mnie się ten pomysł w ogóle nie podoba, ale spotkałem mieszkańców Mokotowa, którzy nie mogą się jej doczekać. Dlaczego? Bo są wręcz oblężeni autami przyjezdnych, pracujących na Mokotowie lub południowym Śródmieściu. Zastanawiam się gdzie są te wszystkie opowieści o budowaniu parkingów wielopoziomowych na Mokotowie. To byłoby jedno z rozwiązań. Czy trudno sobie wyobrazić coś takiego jak karta mokotowianina - kto ją ma, może tu bezpłatnie parkować.
Identyfikator nie spełni tej roli?
- Zobaczymy w praktyce. Nie zapewnią one bezpłatnego parkowania nawet w swojej dzielnicy mieszkańcom poszerzonej SPPN. Mam wrażenie, że miasto walczy z kierowcami, a nie tędy droga.
Wspomniał pan o parkingach wielopoziomowych. Czyja to jest rola? Miasta czy inwestorów, których miasto powinno przycisnąć?
- Dbałość o warunki życia mieszkańców jest na pewno rolą miasta. Niestety, inwestycje mieszkaniowe nie idą w parze z miejską infrastrukturą. Cały łuk Siekierek jest zabudowywany, a gdzie są tam nowe szkoły i przedszkola? Modernizacja jednej szkoły czy budynku to nie jest potrzebna skala.
Jak pana zdaniem wygląda ten budujący się Mokotów? Czy ktoś panuje nad jego rozwojem? Wiele osób narzeka, że zagęszcza się zabudowa, powstają inwestycje mieszkaniowe po 100, 200, 300 mieszkań, a ulice już nie są w stanie przenieść tego ruchu.
- Już dawno temu rozpowszechniła się opinia, że naszym miastem rządzą deweloperzy, a przynajmniej na to rządzenie mają ogromny wpływ. Ja będę się trzymał swojego podwórka - proszę zobaczyć co się dzieje na Łuku Siekierek. Gdyby nie twarda walka działkowców i mieszkańców dotychczasowych osiedli, to najpewniej tereny ogrodów działkowych byłyby uszczuplane dużo bardziej niż w tej chwili. Tu trzeba mieć cały plan, a planem nie jest pozwalanie na budowanie osiedli, gdzie bloki są tak blisko siebie, że sąsiad sąsiadowi może zajrzeć w talerz zupy.
W dodatku osiedla powstają na terenach zalewowych. Co się stanie gdy znów przyjdzie duża woda, gdy wały znowu zaczną przesiąkać? Zabudowuje się korytarze napowietrzające miasto, a potem się dziwimy, że w centrum Warszawy jest smog.
Ludzie chcą mieszkać na Mokotowie, ale nie w środku centrum biznesowego. Do niedawna Dolny Mokotów był idealnym miejscem do życia. Czuło się tam wiatr od Wisły, widziało poranne mgły, można było wyjść na spacer tam, gdzie są kaczki, trzciny... Niestety, szalona polityka wyprzedaży ziemi niedługo może nas tego wszystkiego pozbawić.
Chcę jeszcze zapytać o plany rozbudowy metra. Słyszałem opinie, że linia M4 to dobry pomysł, ale linia M3 już niekoniecznie.
- Metro jest ratunkiem dla Warszawy. Każda nowa dobrze zaprojektowana linia będzie świetnym rozwiązaniem dla mieszkańców. Nowe połączenie z Mokotowem z pewnością się przyda. Pytaniem otwartym jest realny termin realizacji. Cieniem na ten pomysł kładą się niedobre doświadczenia z budowy linii tramwajowych.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.