- Jak tych desek nie ma, to nie da się przejść. A przecież ludzie cały czas tędy chodzą, dzieci prowadzą do przedszkola, na pocztę idą, bo wszystko jest z tej strony - pani Tamara, którą spotkaliśmy nad kanałem pokazuje w stronę niskiego budynku wśród bloków.
Jednak dostać się z jednej strony Bernardyńskiej Wody na drugą nie jest łatwo. Najpierw w dół, po wydeptanej skarpie, potem przez deski rzucone na mokradło i znów śliską ścieżką. - Tak jest odkąd pamiętam, tam na dole różne rzeczy ludzie kładą; drzwi były i palety. Co jakiś czas to znika, wtedy ktoś znowu rzuca nowe deski, bo przecież trzeba się jakoś dostać na drugą stronę - opowiada emerytka.
Teren po obu stronach Bernardyńskiej Wody to świetne miejsce do spacerów, zwłaszcza dla właścicieli psów. Ale wiele osób, by nie nakładać drogi, musi pokonywać wypełniony wodą kanał codziennie, w miejscu, gdzie najwyraźniej celowo, pozostawiona jest kilkumetrowa przestrzeń między jego pogłębionymi odcinkami. Niestety, przejście to właściwie podmokłe bagnisko, którego nie sposób pokonać suchą stopą. Dlatego pojawiają się ciągle nowe, prowizoryczne kładki.
- Sama tu niedawno coś dorzuciłam po tym, jak ostatnio wpadłam w wodę - mówi nam młoda kobieta, dwa razy dziennie pokonująca Bernardyńską Wodę w drodze do przedszkola.
W tym roku mieszkańcy znów podjęli próbę ucywilizowania tego przejścia. - Potrzeba istnieje od lat, co jest widoczne w postaci "dzikiej" przeprawy przez Bernardyńską Wodę, a także w planie zagospodarowania Miasta Stołecznego Warszawy, który taką kładkę przewiduje - pisze Krzysztof Fisher, bo to on jest autorem zgłoszenia do tegorocznego budżetu obywatelskiego. Przytomnie ujął w nim też przebudowę skarpy, bo droga w dół, do dzikiej kładki jest, zwłaszcza po deszczu, równie niebezpieczna jak sama przeprawa.
Czy tym razem się uda? - Mieszkam tu sześć lat i niewiele się zmieniło - kręci głową matka przedszkolaka. W sprawie kładki równie sceptyczny jest też właściciel psa, choć przyznaje, że nad kanałem pojawiły się nowe kosze i ławki, a niedaleko, właśnie w z pieniędzy budzetu obywatelskiego powstaje miejsce rekreacji.
Jeśli projekt "Kładki dzielnej emerytki" tym razem przejdzie etap oceny budżetu obywatelskiego, wszystko w rękach mieszkańców i ich głosach.
Komentarze (0)