Dywersja na kolei. Premier ujawnia szokujące fakty
Zdaniem szefa rządu, za próbami wysadzenia torów i wykolejenia pociągu stoją dwaj obywatele Ukrainy, działający na zlecenie rosyjskich służb specjalnych.
Informacja o tym, co mogło być najpoważniejszym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa od początku wojny w Ukrainie, trafiła do premiera za pośrednictwem Prokuratora Generalnego, po konsultacjach ze służbami i szefostwem policji.
Celem ukraińskich dywersantów chaos i panika
Według słów premiera, polskie służby i prokuratura posiadają już pełne dane i utrwalone wizerunki osób podejrzewanych o ten akt terroru. Co więcej, Tusk jednoznacznie wskazał, że dywersanci to obywatele Ukrainy, którzy od dłuższego czasu współpracowali z rosyjskim wywiadem.
„Mamy do czynienia z aktem dywersji, którego skutkiem mogła być poważna katastrofa z ofiarami. To, na czym zależy władzom rosyjskim, to nie tylko na bezpośrednim efekcie tego typu akcji, ale także na konsekwencjach społecznych, politycznych – dezorganizacja, chaos, panika, spekulacje, niepewność” – zapowiada premier.
Niestety, podejrzani zdołali opuścić Polskę tuż po zamachu, przekraczając przejście graniczne w Terespolu. W związku z tym, Premier Tusk zwrócił się do Ministra Spraw Zagranicznych o natychmiastowe podjęcie działań dyplomatycznych – wystąpienie do władz Białorusi i Rosji – w celu ekstradycji domniemanych terrorystów do Polski.
Szokujące szczegóły zamachu: C4 i długi kabel
Premier opisał dwa incydenty, które miały na celu doprowadzenie do katastrofy kolejowej:
-
Pierwsza próba: Polegała na zamontowaniu na torze obejmy stalowej, mającej wykoleić pociąg. Całe zdarzenie miało być nagrywane przez ukryty telefon komórkowy. Na szczęście, ta próba "okazała się zupełnie nieskuteczna".
Druga próba: Miała miejsce w sobotę, 15 listopada, o godz. 20:58 w miejscowości Mika. Kamera monitoringu zarejestrowała eksplozję ładunku wybuchowego wojskowego typu C4, zdetonowanego za pomocą 300-metrowego kabla elektrycznego. Ładunek eksplodował pod przejeżdżającym pociągiem towarowym relacji Warszawa-Puławy. Choć nie doprowadził do wykolejenia, to lekko uszkodził podłogę wagonu.
Co ciekawe, pierwsze zgłoszenie od mieszkanki, która usłyszała huk, wpłynęło o 21:40. Policja szukała przez ponad godzinę, ale nic nie znalazła. Dopiero w niedzielę rano, kolejny pociąg zatrzymał się w miejscu uszkodzonego torowiska. Jak mówią posłowie opozycji, do tego czasu nad uszkodzonym miejscem przejechalo kilka pociągów...
Spóźniona reakcja wladz
W odpowiedzi na te wydarzenia, premier zapowiedział w sejmie wprowadzenie trzeciego stopnia alarmowego CHARLIE na określonych liniach kolejowych. Podkreślił również, że Polska jest w stałym kontakcie ze służbami sojuszniczymi.
Szef rządu zdecydowanie przestrzegł Polaków przed uleganiem panice i rozbudzaniem nastrojów antyukraińskich, ponieważ jest to jeden z celów rosyjskich operacji.
Informacje o "pierwszym akcie dywersji" z Wrocławia, o którym wspominał premier, najprawdopodobniej odnoszą się do działań polegających na nielegalnym nadawaniu sygnałów radiowych, co skutkowało awaryjnym zatrzymywaniem pociągów, a nie bezpośrednią próbą fizycznego wykolejenia pociągu, jak w przypadku Życzyna.
Tożsamość dywersantów ustalona, ale tajna
Mimo że służby ustaliły tożsamość podejrzanych, ich nazwiska nie mogą być na razie ujawnione. Wiadomo jedynie, że:
Jeden to obywatel Ukrainy, skazany w maju przez sąd we Lwowie za akty dywersji. Drugi to mieszkaniec Donbasu, pracownik miejscowej prokuratury.
Obaj przedostali się do Polski z Białorusi jesienią tego roku. W związku z tym, Premier zlecił także wicepremierowi Gawkowskiemu monitorowanie dezinformacji i spekulacji w internecie.
Komentarze (0)