Według planów jego głębokość sięgnie nawet 170 metrów, czyli o 70 metrów więcej niż w przypadku jeziora Hańcza. Wokół akwenu mają powstać plaże, przystanie i turystyczne zaplecze.
Dla mieszkańców Warszawy ta wizja brzmi szczególnie interesująco. Bełchatów dzieli od stolicy zaledwie dwie godziny jazdy samochodem. Oznacza to, że warszawiacy mogliby zyskać zupełnie nowy kierunek weekendowych wyjazdów – bliżej niż Mazury, ale z atrakcjami, które dorównują tym na Warmii i Mazurach.
Lustro wody bełchatowskiego jeziora będzie miało powierzchnię ok. 4000 hektarów, czyli będzie dużo większe niż jezioro Miedwie - czwarte największe do tej pory jezioro w Polsce.
Pierwsze prace przygotowawcze w Bełchatowie już ruszyły. Od 2020 roku, dzięki nowo wybudowanym taśmociągom, formowana jest linia brzegowa, zabezpieczane są skarpy, a do odkrywki wciąż trafiają miliony metrów sześciennych ziemi z sąsiedniego pola wydobywczego.
Docelowo woda ma napływać zarówno z odwodnienia kopalni, jak i z okolicznych cieków powierzchniowych. W dalszej perspektywie, po 2038 roku, podobny proces przejdzie druga odkrywka w Szczercowie.
Napełnianie wodami głębinowymi oraz powierzchniowymi obu odkrywek nie będzie szybkim procesem. Jak mówią specjaliści, potrwa około 20 lat.
Na horyzoncie pojawił się jednak nowy projekt – elektrownia jądrowa, która może stanąć w bezpośrednim sąsiedztwie obecnej siłowni węglowej. Czy atom zagrozi planom jeziora? Prezes PGE GiEK uspokaja, że wody wystarczy na oba projekty.
Choć zalewanie zbiorników zacznie się najwcześniej po 2050 roku, jedno jest pewne: region Bełchatowa może zmienić się z symbolu węgla i dymiących kominów w miejsce, które przyciągnie turystów z całej Polski. Dla warszawiaków – wizja nowego „miejsca nad wodą” tuż za rogiem, może być kusząca.
Komentarze (0)