Już na początku debaty zrobiło się gorąco. Radna z Koalicji Obywatelskiej i wiceprzewodnicząca Rady, Bożena Kosińska-Krauze, z góry zapowiadając sprzeciw klubu Koalicji Obywatelskiej, zaskoczyła wszystkich, twierdząc, że problemy związane z nocną sprzedaża alkoholu nie był zgłaszane przez mieszkańców Mokotowa. Wskazała na zaledwie cztery maile, które radni mieli otrzymać w ostatnim tygodniu. Jej zdaniem zakaz to absurd, który uderzy w małe, rodzinne sklepy, a pijący i tak znajdą sposób, by kupić alkohol. Zamiast zakazów, zdaniem wiceprzewodniczącej, lepiej wzmacniać działania instytucji przeciwdziałających alkoholizmowi oraz zwiększać obecność policji i służb bezpieczeństwa.
- To jawne uderzenie w prawa obywatelskie i swobodę wyboru - czytała z kartki, a jej klub zgłosił poprawki, które miały kompletnie wywrócić uchwały, zamieniając "pozytywną" opinię na "negatywną". Trudno to zrozumieć, zważywszy, że jeden z projektów firmował sam prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, jej partyjny przełożony.
Odpowiedź przyszła z klubu Miasto Jest Nasze. Jacek Grzeszak wyciągnął twarde dane. Podkreślił, że konsultacje społeczne w całej Warszawie pokazały, że 81 proc. warszawiaków chce zakazu sprzedaży alkoholu nocą, a 71 proc. z nich popiera wersję wprowadzenia zakazu od 22:00.
- Celem jest zwiększenie komfortu i bezpieczeństwa mieszkańców - mówił, odwołując się również do uzasadnienia prezydenckiego prokjektu i cytując statystyki z miast, które wprowadziły już nocną prohibicję. Kraków zanotował spadek interwencji policji o 70 proc., a w Olsztynie liczba przyjęć do izby wytrzeźwień spadła o ponad 1400 przypadków. Mówił o oszczędnościach dla służb, o czystszych ulicach i o tym, że prawo do spokojnego snu jest ważniejsze niż prawo do zakupu wódki o 3 nad ranem.
"Legalne meliny" i "dramatyczny upadek"
Radny Witold Wasilewski (PiS) zapowiedział, że radni jego klubu będą głosowali zgodnie z własną oceną, bez partyjnej dyscypliny. Wytknął Koalicji Obywatelskiej hipokryzję, a Tomasz Szczegielniak nazwał wręcz ich stanowisko "kuriozalnym". - Jeśli chcecie dbać o małych przedsiębiorców, zajmijcie się obniżaniem im czynszów za lokale, a nie pozwalajcie im na całodobową sprzedaż alkoholu - stwierdził.
Głos zabrali również mieszkańcy, a ich wypowiedzi były niczym chłosta dla radnych. Krzysztof Gutkowski nazwał "wyssanymi z palca bzdurami" stwierdzenia o tym, że po wprowadzeniu zakazu nocnej sprzedaży alkoholu pojawią się meliny i nie krył rozczarowania postawą radnych Koalicji Obywatelskiej, mówiąc wprost o ich "dramatycznym upadku".
Hubert Kożuchowski, mieszkaniec Starego Mokotowa, opowiedział o koszmarze, jaki przeżywają mieszkańcy okolic całodobowych pawilonów przy metrze Racławicka. Mówił o zaczepianiu, hałasach, rozbitych butelkach i załatwianiu potrzeb fizjologicznych na schodach. Obecni na sali mieszkańcy głośno pytali gdzie podziali się ci wszyscy, którzy są - zdaniem radnych KO - przeciwko zakazowi sprzedaży. Na sali obrad (poza radnymi Koalicji Obywatelskiej rzecz jasna) nie pojawił się bowiem nikt, kto stanąłby w obronie sprzedawania wódki nocą.
Z trzeźwą oceną skutków nocnego pijaństwa próbował polemizować przewodniczący mokotwoskiej rady, Michał Mycka (KO), mówiąc, że zakaz sprzedaży alkoholu nie rozwiąże tych problemów, bo rozrabiać mogą również ci, którzy spiją się przed godziną 22 lub nie są pijani, a odurzeni narkotykami. A tymi, co robią bałagan i niepokoją mieszkańców, powiny się zająć odpowiedznie służby.
- Jest przyzwolenie na to, że pijaństwo i chamstwo opanowują nasze podwórka - oceniała jednak z goryczą mieszkanka Mokotowa Zuzanna Pawłowska i przytoczyła przykład Krakowa, gdzie interwencje policji spadły o niemal 50 proc. po wprowadzeniu zakazu, wzmacniając argumenty zwolenników zakazania nocnej sprzedaży alkoholu.
Wynik, który wstrząsnął Mokotowem
Po burzliwej dyskusji nadszedł moment prawdy. Radni Koalicji Obywatelskiej przeszli do działania i zgłosili poprawki, które od razu skreśliły oba projekty. Głosowania nad poprawkami, a następnie nad uchwałami ze zmienioną (negatywną) opinią, zakończyły się takim samym, symbolicznym wynikiem: 12 głosów za i 9 przeciw.
Mimo miażdżącego poparcia mieszkańców w konsultacjach społecznych i dramatycznych świadectw o hałasie i braku bezpieczeństwa, Rada Dzielnicy Mokotów wydała zatem negatywną opinię w sprawie wprowadzenia nocnego zakazu sprzedaży alkoholu. Dzielnica dołączyła tym samym do Rembertowa, Ursusa i Białołęki, które również odrzuciły pomysł.
Opinia Mokotowa, choć ma charakter doradczy, formalnie jest silnym sygnałem dla władz Warszawy. Ostateczna decyzja należy do Rady m.st. Warszawy, ale po serii negatywnych opinii rad dzielnic, los "nocnej prohibicji" wisi na włosku. Czy to koniec marzeń o cichszych i bezpieczniejszych nocach w stolicy? A może Rada Warszawy zignoruje opinie dzielnic i postawi jednak na pierwszym miejscu bezpieczeństwo mieszkańców? We wrześniu poznamy ostateczną odpowiedź.
Komentarze (0)