Warszawska Komenda Rejonowa Policji Warszawa VII, której funkcjonariuszki, na polecenie sądu, zatrzymały matkę dwójki małych dzieci, wydała kolejne oświadczenie. To odpowiedź na falę informacji prasowych na temat tragedii, do jakiej doszło w maju, gdy policja zatrzymała matkę dwójki małych dzieci, z których jedno, 4-miesięczny Oskar, zmarł po kilku dniach pobytu w rodzinie zastępczej.
Co się wydarzyło w mieszkaniu?
Jak przypomina policja, 15 maja, funkcjonariusze Oddziału Prewencji Policji w Warszawie dostali nakaz doprowadzenia kobiety. Nakaz ten, wydany przez Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Południe, dotyczył osadzenia jej, by odbyła karę 120 dni pozbawienia wolności za przestępstwo z art. 286 par. 1 Kodeksu Karnego, czyli oszustwo.Na miejscu, policjanci wykonali sądowe polecenie i zatrzymali wskazaną w nakazie kobietę. Oprócz zatrzymanej, w mieszkaniu były też dwoje jej dzieci, babcia oraz dwie dorosłe kobiety z niepełnosprawnościami. Podczas interwencji, zatrzymana kobieta skontaktowała się telefonicznie (na głośnomówiącym) z ojcem dzieci i swoją matką. Zgodnie z komunikatem, te osoby nie zgodziły się przejąć opieki nad dziećmi.
Dodatkowo, sprawdzając dane w policyjnych systemach, ustalono, że ojciec dzieci jest poszukiwany za oszustwo i ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości.
Śledztwo w sprawie śmierci dziecka
W tej sytuacji, ponieważ nie było możliwości przekazania dzieci prawnym opiekunom, kierownik Zespołu ds. Nieletnich Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII skontaktował się z Warszawskim Centrum Pomocy Rodzinie (WCPR). Przedstawiciele WCPR szybko przybyli na miejsce i, po sporządzeniu protokołu, przejęli dzieci od policjantów. Na tym etapie działania Policji zakończyły się, a dalszymi czynnościami dotyczącymi opieki nad dziećmi zajęło się WCPR.Wątpliwości w tej sprawie ma także Monika Rosa, posłanka Koalicji Obywatelskiej i przewodnicząca sejmowej Komisji ds Dzieci i Młodzieży. Zapowiedziała zwołanie posiedzenia komisji. - Tragiczne wydarzenia w Warszawie związane ze śmiercią 4-miesięcznego dziecka muszą zostać wyjaśnione - zapewnia.
Policja informuje też, że konwój osadzonej kobiety na pogrzeb jej dziecka, który odbył się 9 czerwca, nie był realizowany przez funkcjonariuszy Policji. Robili to strażnicy więzienni.
- Zgodnie z obowiązującymi przepisami, osadzona skorzystała z możliwości udziału w ceremonii pogrzebowej dziecka w ramach tzw. przepustki losowej, której realizacja każdorazowo uwzględnia aktualną ocenę ryzyka i bezpieczeństwa - wyjaśnia Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej. Jak tłumaczy, dlaczego na cmentarzu kobieta miała na sobie więzienny strój i zespolone kajdanki na rękach i nogach?
- Osadzona została niedawno przyjęta do jednostki penitencjarnej. W trakcie jej pobytu uzyskano informacje skutkujące negatywną prognozą kryminologiczno-społeczną. Dodatkowo z informacji przekazanych przez funkcjonariuszy Policji wynikało, że w trakcie uroczystości pogrzebowych może pojawić się osoba bliska osadzonej – konkubent – poszukiwana przez Policję, i że podczas uroczystości Policja dokona jego zatrzymania.
Decyzja o konwojowaniu osadzonej w odzieży więziennej straż więzienna podjęła "kierując się koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa zarówno funkcjonariuszom, jak i osobom postronnym. Działanie to miało charakter profilaktyczny i było zgodne z procedurami dotyczącymi bezpieczeństwa konwoju".
Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga-Południe wszczęła osobne śledztwo w sprawie śmierci 4-miesięcznego Oskara. Doszło do niej 19 maja. Czteromiesięczny chłopiec przebywał razem z siostrą w rodzinie zastępczej. Mężczyzna opiekujący się chłopcem w rodzinie zastępczej był przeszkolony w zakresie ratownictwa medycznego. Kiedy zauważył, że dziecko nie daje oznak życia, podjął reanimację. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe, jednak nie udało się uratować chłopca.
Sekcja zwłok dziecka wykazała "cechy niewydolności krążeniowo-oddechowej". Na ciele dziecka nie ujawniono żadnych śladów obrażeń wskazujących, że do śmierci dziecka doszło w wyniku urazu. Nie ujawniono również treści pokarmowej w drogach oddechowych dziecka, co mogłoby wskazywać na zachłyśnięcie się. Kiedy opiekun dziecka zauważył, że maluch nie daje oznak życia, podjął reanimację. Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe, jednak nie udało się uratować chłopca.
Komentarze (0)